2013/06/30

Andrzej Stasiuk "Biały Kruk"


Kilka lat temu oczarowały mnie Opowieści galicyjskie i Jadąc do Babadag. Kiedy zaczynałam czytać Białego Kruka, byłam ciekawa, dokąd tym razem autor mnie poprowadzi, jaki świat mi pokaże. Niestety, im dalej wędrowałam z bohaterami utworu Stasiuka, tym bardziej byłam zmęczona i obolała. Może nie powinnam się wybierać na tę męską wyprawę.
Od początku wiadomo, że lekko nie będzie. Zima. Góry. Potem jest coraz ciężej. Broń, zbrodnia, ucieczka, niebezpieczeństwo. Ponadto gdzieś w pobliżu nieustannie czai się śmierć. Męska przygoda coraz mniej przypomina chłopięcą zabawę czy szkołę przetrwania, zbliżając się do zmagań z życiem. W miarę rozwoju wypadków niknie nadzieja na happy end. Jaki więc będzie kres podróży? Nie zdradzę, bo przecież nie cel jest tu ważny, a właśnie wędrowanie. Tylko czy ta wyprawa odbywa się naprawdę? Co w ogóle dzieje się naprawdę?
Po przeczytaniu Białego Kruka pomyślałam, że gdy tę książkę zestawimy z Czerwonym namiotem, otrzymamy kontrastujące obrazy: biel i czerwień, świat męski i kobiecy, surowość (krajobraz, słownictwo) i ciepło, śmierć i kult życia... I chociaż przestrzeń pokazana przez Anitę Diamant nie jest wolna od cierpienia, to jednak jest mi zdecydowanie bliższa.

Brak komentarzy: